• Kultura, głupcze!

    Gra o tron: 4x10: Ech, te dzieci!



    Na taki odcinek warto było czekać poprzednie dziewięć. Zakończenie średniego sezonu było naprawdę godne i zmieniające sposób patrzenia na wszystkie dziesięć odcinków. 

    (uwaga - klikniesz - przeczytasz moje refleksje o odcinku)
    (NIE SPOJLERUJ!)





    Jon Snow jak postanowił, tak zrobił – idzie do Mance Rydera, żeby go zabić. Jak to się mówi w slangu – „negocjować”. Mance niby jest dzikim, ale do dzikości bliżej innym, „cywilizowanym” ludziom, niż jemu. Nie dość, że ugościł Snowa, napił się z nim, to jeszcze chciał poczęstować go jedzeniem. Jego propozycja nie była wcale z gatunku tych, jakie Hitler wysuwał w stosunku do Polski, mówiąc o korytarzu pomorskim. Skoro zima nadciąga, to nic dziwnego, że ludzie chcą schować się tam, gdzie jest „cieplej”.

    Tymczasem nastąpiła rzecz niespotykana i niespodziewana i – co jeszcze dziwniejsze – wcześniej mi nie zaspojjlerowana. Dzikich atakują jeźdźcy idąc w znakomitym szyku. I teraz kto mógłby to być? Ned Stark? On nie żyje. Tywin? Jest za daleko. Bolton? Pewnie nie szliby tak ładnym ustawieniem. Stannis? Jest za daleko. Za daleko. Daleko. Co? To Stannis? Skąd on się tu wziął? I dlaczego akurat tu?

    Zdjęcie Stannisa z czasów, jak był jeszcze przewidywalny.
    Skoro dostał pieniądze z Braavos, kupił sobie wojsko, jest coraz silniejszy, to bardziej oczywistym byłby kolejny atak na Królewską Przystań. Tak mi się przynajmniej wydaje. A tymczasem „jedyny prawowity król” (ser Daavos jak zawsze z polotem – „To jedyny, prawdziwy król Siedmiu Królestw”) zjawił się na północy. I po co? Chce zająć Północ? Odbić ją z rąk Boltona? Jako jedyny przejął się ostrzeżeniem, jakie Nocna Straż wysłała do wszystkich królów, nakazując im przysłanie ludzi do obrony Muru? Czy może stoi za tym Mellisandre, która ma swoje własne interesy?

    Cersei za pomocą znachora stara się wyleczyć Górę, ale ten jest w takim stanie, że trudno będzie mu cokolwiek zrobić poza poklepaniem po ramieniu i wysłaniem do krainy wiecznej szczęśliwości. 

    To nie jedyne działanie, jakie wykazuje złotowłosa. Sprzeciwia się Tywinowi i rujnuje mu świat, wyjawiając prawdę o sobie i Jaimem. A później idzie się z nim całować i bzykać. Z bratem, nie z ojcem.

    Daenerys, Uśmiechnięta Królowa zmaga się z kolejnymi problemami. Łatwo było się śmiać z Joffrey’a, co? Na przykładzie Zrodzonej z Burzy widać, że rządzenie wcale nie jest takie łatwe. Nie dość, że niewdzięczny niewolnik, który nie jest już niewolnikiem chce znowu być niewolnikiem, to inny człowiek przynosi spopielone szczątki swojej córki, pokazując je jako dowód barbarzyńskich zbrodni… tak, nie kogo innego, jak Czarnego Smoka. 

    Trzeba podjąć zdecydowane kroki, więc Daenerys zamyka swoje dzieci w katakumbach. I pewnie myśli, że problem rozwiązany. Ja myślę, że niekoniecznie.

    Tormund. Twardy jak zawsze, nawet w niewoli. Mówi kilka postępowych rzeczy, które nie dotarły jeszcze za mur (zmarli nas nie słyszą, mowy pogrzebowe są bez sensu), a dodatkowo miesza w głowie Jonowi Snow, mówiąc, że Ygritte go kochała. Wiemy przecież, że „ona kochała jego, a on kochał ją”. Nic nowego.

    Bran Stark. Dawno niewidziany syn Neda dotarł wreszcie do Magicznego Drzewa – tam, gdzie szedł od… drugiego sezonu? Trzeciego? Nagle jednak rzecz niespotykana. W „Grze o tron” pojawili się nowi – tym razem to zombie. Mamy niewykorzystany od dwóch sezonów potencjał Białych Wędrowców, mamy ludzi, mamy niewykorzystany potencjał smoków, więc teraz pojawiają się nowi, których potencjał zapewne również nie zostanie wykorzystany. 

    Hodor znów dzięki Branowi staje się maszyną do zabijania i kandydatem do zabicia Góry. Bran, słynący przecież z poświęcenia, ratuje Hodora, stara się uratować Jojena, ale ten umiera. Pojawia się jakaś dziwna dziewczynka, rzucająca fireballe w szkielety, co trochę rozmija mi się z klimatem „Gry o tron”. 

    Pod drzewem natomiast Bran zastaje Sarumana z Drzewa. „Chodzić już nie będziesz, za to nauczysz się latać”. – świetnie. 


    Brienne z Podrickiem natyka się na Aryę Stark, żyjącą z Ogarem w bardzo „naturalny” sposób („chodź tu, później się wysrasz”). Ogar tymczasem pokazuje swoje prawdziwe intencje – odezwały się w nim ojcowskie uczucia, zależało mu na tym, żeby opiekować się Aryą.

    Tymczasem Brienne nagle przypominają się przysięgi, które składała Lady Catelyn (trochę za późno!) i chce Aryę wyrwać z łap Ogara. Dochodzi do twardej walki mężczyzny z kobietą, w której Ogar w malowniczy sposób spada z urwiska. Sama ich bójka trwała tak długo, że mniej więcej w połowie emocje już uciekły i przyglądały się biernie temu, co dzieje się na ekranie. 

    Ogar, tak dobrze opiekujący się Aryą poprosił ją, by skróciła mu cierpienie, a ta psycholka stwierdziła, że zostawi go – niech sobie umiera facet w męczarniach, i tak go nie lubię. Spodziewałem się jednak jakichś ludzkich odruchów. 

    Arya wyrusza w samotną podróż i trafia na statek płynący w kierunku Braavos. Świetnie. Tylko dlaczego musze teraz czekać rok na to, żeby zobaczyć, co tam się stanie?!

    Jaime pomaga Tyrionowi w ucieczce. Słyszałem, że w książkach nie była to tak słodziutka scena miłości dwóch braci, ale zgoła inna i bardziej nieprzyjemna. Tyrionowi pomaga Varys (to jest jednak kozak!), ale zanim karzeł do niego dociera natyka się na komnatę Tywina i piękne łoże, w którym znajduje Shae… Shae czekającą na „swojego lwa”… Tywina. 


    Tyrion nie czeka długo i niesiony emocjami zabija swoją dawną kochankę. Ojca natomiast zastaje siedzącego na kiblu. Doprawdy, niezbyt to adekwatna śmierć do wielkich aspiracji głowy rodu Lannisterów. Wielki dowódca, który zwyciężył mnóstwo rodów, zniszczył Starków, pokonał Stannisa, w zasadzie stoi za wszystkim, co dzieje się w Siedmiu Królestwach, wielki Tywin Lannister umiera na kiblu. Oj, nie wyszły ci te dzieci, Tywinie.

    Tyrion trafia na statek, a wraz z nim, słysząc dzwony oznajmiające śmierć Tywina wchodzi na pokład również Varys. 

    A teraz czekamy rok na kolejny sezon. Doskonale.


    4 komentarze :

    1. Anonimowy16/6/14 16:19

      Nie rozumiem, przeciez zombie byli w pierwszym sezonie (dziewczynka z prologu, martwi członkowie Nocnej Strazy), w drugim sezonie (zolnierze w armi Wędrowców) i w trzecim sezonie (równiez w prologu zaatakował Sama), więc jacy nowi?
      Co do Stannisa. To serio to było nieprzewidywalne? Jak dla mnie to było oczywiste, przeciez Stannis wyraźnie powiedział pod koniec 3 sezonu, ze jedzie na mur, bo Inni i Mel powiedziała, ze cała wojna pięciu królow nie ma znaczenia wobec groźby ze strony White Walkerów. Pomijając już fakt, że z Braavos jest blizej na mur niż do Smoczej Skały, nikt go nie chce w KP, a mieszkancy polnocy nienawidzą dzikich więc na pewno będą wdzieczni Stannisowi za pomoc w rozprawieniu sie z nimi, co juz jest świetnym początkiem, jesli mysli o zdobywaniu reszty krolestwa.

      OdpowiedzUsuń
    2. Anonimowy16/6/14 19:02

      Znów te pseudo wywody. Odcinek fatalny. Nie pozdrawiam.

      OdpowiedzUsuń
    3. "Jako jedyny przejął się ostrzeżeniem, jakie Nocna Straż wysłała do wszystkich królów, nakazując im przysłanie ludzi do obrony Muru?"
      No przecież to było w serialu, że dostali list i się przejęli. Czarownica powiedziała, że to tak ważne, iż Stannis ma nie zabijać Davosa, bo go potrzebuje.

      OdpowiedzUsuń
    4. Kurde, znowu muszę odpisać.
      "I pewnie myśli, że problem rozwiązany".
      Ty oglądasz ten serial? Przecież ona zamknęła tylko te dwa małe, a tego wielkiego madafakinjebcy nie ma, bo gdzieś odleciał. Jest naprawdę wielki, naprawdę zły i to on zabił dziecko.

      OdpowiedzUsuń