• Kultura, głupcze!

    Merida Waleczna: A Kopciuszek nadal wyszywa...


    Merida Waleczna
    RECENZJA

    Są różne rodzaje księżniczek i bohaterek animacji. Jedne udają, że śpią, perwersyjnie marząc o siedmiu krasnoludkach, inne śpią naprawdę i niewiele więcej je obchodzi, jeszcze inne zmieniają się nocami w ogry.

    Wydaje wam się, że najbardziej zasłużoną dla feminizmu kobietą była Wirginia Woolf? Nic bardziej mylnego! To Merida Waleczna, żyjąca około XII wieku, położyła podwaliny pod cały współczesny feminizm!

    Bohaterka nowego filmu Pixara to bowiem zupełne przeciwieństwo damskich bohaterek filmów animowanych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Bo przecież zawsze dziewczynki (blondynki z długimi, prostymi włosami) chciały zostać księżniczkami, mieć służbę, móc nosić piękne, wytworne suknie i obserwować, jak tłumy młodych mężczyzn walczą o ich rękę. A Merida? Ona to wszystko ma (poza długimi, prostymi blond włosami), ale ciągnie ją do łuku, jazdy konno i zachowywaniu się jak młodzieniec, a nie księżniczka.




    Pixar lubi chyba opowiadać historie z „odwrotnego” punktu widzenia. W „Odlocie” głównym bohaterem był przecież staruszek, który nie mógł poradzić sobie ze śmiercią żony (pokażcie mi drugi film animowany, przeznaczony teoretycznie dla dzieci, który poruszałby tę tematykę). W „Meridzie Walecznej” natomiast mamy odwrócenie pewnego archetypu – to nie jest Kopciuszek, zaniedbany, poniżany, który nagle staje się pożądaną księżniczką i jeździ bogatą karocą. To córka króla, której niczego nie brakuje, ale zamiast wciskać się w gorset, przemawiać i księżniczkować w jedwabnych rękawiczkach woli się ubrudzić błotem, spaść, potłuc i przede wszystkim – strzelać z łuku!

    Bliżej jej więc do ojca – ogromnego i prostego człowieka, którego sensem życia jest walka, niż do matki, której oczekiwań Merida nie potrafi i nie chce spełnić. Konflikt między młodą buntowniczką, a jej matką rośnie do niebezpiecznego poziomu, co jest powodem zawiązania akcji całego filmu. Przy czym, spór ten ukazany jest na tyle prostymi symbolami, że młodzi ludzie z pewnością nie będą mieli problemów z ich zrozumieniem.

    Docenić należy kapitalną animację (zresztą, to nie nowość u Pixara!). Takie chwile jak strzała wbijająca się w inną, tkwiącą już w tarczy strzałę muszą budzić podziw i się podobać, bo wykonane są naprawdę kapitalnie. Wydaje się, że także włosy Meridy, dzięki doskonałej animacji, prowadzą swoje własne, autonomiczne, niezależne od niej życie.


    Jak na porządną animację przystało, w „Meridzie Walecznej” doskonale zrównoważone są momenty poważne z dowcipnymi. Podniosłe (przemowa taka, że sam Braveheart by się zawstydził) z przyziemnymi. Zbalansowana jest również akcja i momenty wolniejsze.

    Mimo tych wszystkich zalet, najnowszy film Pixara uważam „tylko” za dobry. Jak to często w obrazach tego studia bywa – dość długo się rozkręca, ale w dalszej części nie porywa i nie jest tak wciągająca jak inne dzieła kalifornijskiego studia.

    Kto ma ochotę posłuchać irlandzko-szkockiej muzyki (czy raczej irlandzko-szkockich aranżacji), obejrzeć w akcji burzę rudych loków dziewczyny-buntowniczki i podziwiać kolejny poziom mistrzostwa w komputerowej animacji, powinien bezzwłocznie sięgnąć po „Meridę Waleczną”. Na pewno nie będziecie żałować poświęconych jej dziewięćdziesięciu minut. 






    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.tumblr.com

    2 komentarze :

    1. Niektóre akcje były naprawdę świetne. ogólnie też dałabym Meridzie 7/10, a może 6,5/10. uważam że była gorsza od jak wytresować sobie smoka, a z tego co widzę, ty oba filmy oceniłeś tak samo. no ale smok miałby u mnie 8, a może nawet 9/10 ;D
      A główny motyw w Meridzie za bardzo podobny do Mój brat niedźwiedź, choć tutaj sytuacja jest trochę odwrócona :D

      OdpowiedzUsuń
    2. To co teraz napiszę będzie takie prostackie, ale - zazdroszczę jej włosów :) szczególnie na tym gifie wyglądają cool.

      OdpowiedzUsuń