• Kultura, głupcze!

    Being Flynn: De Niro i taksówka to za mało


    Being Flynn
    RECENZJA

    Robert DeNiro powraca jako „Taksówkarz” – chciałoby się powiedzieć. Bo faktycznie oprócz tego, że jak twierdzi jest jednym z trzech największych amerykańskich pisarzy, który „wszystko co napisze jest arcydziełem”, prowadzi taksówkę. Nie on jest jednak narratorem historii opowiedzianej w „Being Flynn”, lecz jego syn, z którym ojciec kontaktuje się pierwszy raz od osiemnastu lat.

    Główny bohater – Nick jest młodym człowiekiem próbującym ułożyć sobie życie – znaleźć pracę po rozstaniu z dziewczyną, znaleźć przyjaciół. Nieoczekiwanie znajduje też ojca, który nie ma gdzie mieszkać i trafia do ośrodka dla bezdomnych, w którym... zatrudnienie znalazł Nick. 


    Tak w skrócie przedstawia się historia, jaką opowiada nam Paul Weitz w swoim najnowszym filmie. Filmie dość nudnym i nie poruszającym tak jak zapewne scenarzysta i reżyser poruszyć chcieli.

    Monotonna reżyseria, średnio udany scenariusz na podstawie pamiętnika Nicka Flynna oraz gra aktorska głównego bohatera, w którego wciela się podobny do Leo Messiego aktor Paul Dano – to największe zastrzeżenia jakie mam w stosunku do „Being Flynn”.

    Niby poruszany jest tu wątek usamodzielnienia się głównego bohatera, radzenia sobie ze stratą rodziców i nagłym odzyskaniem ojca, który zaczyna sprawiać coraz większe problemy, niby można tu dostrzec wagę problemów, z jakimi borykają się młodzi ludzie, którzy muszą poszukać sobie pracy. Jest problem w związku, problem z narkotykami, problem z alkoholem. Można mówić o wątku pomocy społecznej i tego jak jest ona ważna, jacy ludzie mogą pracować w ośrodku dla bezdomnych, ale... No właśnie. Jest jedno poważne „ale” – to wszystko jest ukazane monotonnie, bez iskry, która przyciągała by uwagę. Wątki się mnożą, Paul Dano snuje się po ekranie, prezentując bogaty repertuar dwóch min i... nic z tego nie wynika. Być może reżyser chciał złapać za dużo srok naraz, opowiedzieć o wszystkim o czym tylko się da i dlatego wyszedł mu tak rozmyty film.


    Wyczytać można, że główną zaletą filmu jest tu rola Roberta De Niro, który rzekomo powraca nią do swoich najlepszych lat i prezentuje kunszt aktorski. Cóż… powiem tak – ta postać była dobrze napisana już na etapie scenariusza. Poprawnie zagrany bezdomny z problemami psychicznymi, uważający się, obok Marka Twaina i J.D. Salingera za największego amerykańskiego pisarza, zaniedbany pijak zawsze przyciągnie uwagę na ekranie. A czy Robert De Niro rzeczywiście zagrał tak, że tę rolę można wpisać jako jedną z lepszych w jego dorobku?

    Zagrał… poprawnie. Rzeczywiście można mówić o zwyżce formy, szczególnie jeśli porównamy „Being Flynn” z rolami w filmach, w których grał ostatnio jak „Poznaj moją rodzinkę”, „Sylwester w Nowym Jorku” czy „Co jest grane” , ale nie jest to niebotyczny poziom aktorstwa. Zagrał przekonująco, wiarygodnie popadającego w coraz większe problemy człowieka, do tego ciekawie wygląda jako zaniedbany, brudny, snujący się po ulicach bezdomny, ale nie jest to taka rola, że nie możemy od niego oderwać wzroku. Choć rzeczywiście – warto go obejrzeć, bo jednak stanowi jeden z dwóch głównych plusów „Being Flynn”.


    Warto również dodać swoistą zabawę rolą, o której wspomniałem już we wstępie do recenzji. Na początku filmu Jonathan Flynn pracuje jako taksówkarz, nosi ze sobą pałkę nabijaną gwoźdźmi i nie lubi praktycznie nikogo – homoseksualistów, ćpunów, czarnych. Pewnej analogii do jednej z najlepszych ról Nowojorczyka – Travisa Bickle’a z „Taksówkarza” trudno więc nie dostrzec.

    Drugim plusem jest muzyka, która nadaje klimatu temu, co widzimy na ekranie. Dobrze pasuje do obrazu i dzięki niej poniekąd można mniej czepiać się monotonii i wolnego tempa reżyserii. Większość piosenek wykonuje zespół Badly Drawn Boy i... no jest to wolna muzyka indie, spokojne gitary, charakterystyczny głos. Na pewno zapisujemy to na plus!

    „Being Flynn” nie jest złym filmem, ale nie jest też obrazem, który koniecznie musielibyście obejrzeć. Powolny, momentami nudny, z bezbarwną grą aktorską Paula Dano, ale za to z dobrą muzyką i Robertem De Niro, który swoją rolą jednak ratuje ten film. Średniak, do obejrzenia w jesienny wieczór.




     

    zdjęcia: http://www.filmweb.pl , http://www.csmonitor.com , http://www.screenrant.com

    0 komentarze :

    Prześlij komentarz