• Kultura, głupcze!

    Młodość, odwaga i niezłomność



    Odważne działania mają to do siebie, że albo zapewniają sławę i uznanie, albo są przyczyną ośmieszenia lub bycia potępionym. Odważną (czy słuszną? Nie mnie to oceniać) decyzją było rozpoczęcie walk przeciwko hitlerowcom w Warszawie. Odwagą też musieli się wykazać chłopaki z Płocka, aby o Powstaniu nagrać płytę.

    Do 2005 roku Powstanie warszawskie celebrowane było w katorżniczy sposób. Wiersze Baczyńskiego czytane jak najbardziej nawiedzonym tonem od razu wprowadzały nastrój, w którym wszelki błysk w oku powinien zginąć, a wszyscy powinni prezentować odpowiednio przygaszone miny. (mam przed oczyma surrealistyczną scenę plebiscytu na najsmutniejsze odczytanie „Elegii o chłopcu polskim”, w którym kolejne osoby – oczywiście łącznie z Krzysztofem Kamilem, odpadają, bo czytają wiersz za szybko i nie wystarczająco pesymistycznie)

    Lao Che w pewien sposób zrewolucjonizowało obchody kolejnych rocznic wybuchu Powstania. Płocki zespół pokazał, że można pogodzić ze sobą punkowo-metalową muzykę, odważne teksty i bolesną polską historię. Zdobyli uznanie tak krytyków jak i publiczności. Z zespołu grającego dla znajomych stali się grupą, która koncertuje w Muzeum Powstania Warszawskiego, czy Przystanku Woodstock przed wielotysięczną widownią.


    No właśnie – energia. Czy wyobrażacie sobie, że dwudziestoletni ludzie myśleli sobie w sierpniu 1944. roku „pójdę i dam się zabić za Polskę. Och, jakie to będzie piękne!”? Jestem przekonany, że to byli ludzie pełni gniewu, którym inni odebrali wolność, normalne życie, zabili znajomych, najbliższych. Jasne – walczyli również za Polskę, ale w moim odczuciu walczyli przede wszystkim o swoją teraźniejszość i przyszłość. Chcieli móc normalnie umawiać się na randki w kawiarniach, kończyć studia, rozpoczynać pracę, jeździć na wakacje. To było wystąpienie młodych ludzi, którzy chcieli siłą wywalczyć sobie możliwość normalnego życia – możliwość, która wcześniej została im odebrana.

    Właśnie dlatego w tekstach Lao Che (mistrzostwo! Tyle parafraz, cytatów, nawiązań, że słucha się tego wielokrotnie i wciąż odkrywa coś nowego!) hitlerowcy są „Szwabami, których trzeba prać po mordzie”, a czekający na rozwój wypadków Sowieci po prostu „skurwysynami”.

    Idealnie oddane zostały uczucia – początkowa euforia, pewność siebie, gotowość do poświęceń („ja nie pękam! Idę w śmierć ot tak! Na krótką koszulę!”) z czasem miesza się ze zwątpieniem, smutkiem i niedoborami („mamy rozkaz cię utrzymać albo w gruzach twoich lec. Trumna tu luksus. Zupa na gwoździu też luksus.”), aż do całkowitej klęski – tak militarnej jak i psychicznej ostatnich powstańczych oddziałów („przecież nie ucieknę. Nogi już mnie nie niosą. Anioły, bierzta mnie!”).

    A po Lao Che jak grzyby po deszczu pojawili się inni, którzy nagle, za pomocą rocka chcieli opowiadać o polskiej historii. I to nie tylko Polacy. Wszyscy chyba znamy przypadek szwedzkiego zespołu Sabaton, który nagrał utwór o Powstaniu „Uprising 44”, a o którym głośno było w każdej telewizji. No cóż, lubimy jak inni nas doceniają. Inna sprawa, że na utwór ktokolwiek zwrócił uwagę tylko z powodu jego tematyki a nie wykonania i muzyki, bo to przecież zwykły przeciętniak.


    A wracając do Lao Che -  w 45 minutach zawrzeć emocje i historię 63 dni Powstania warszawskiego to trudne, ale i – właśnie – odważne. Wyobraźmy sobie jakie święte oburzenie podniosłoby się, gdyby panowie z Płocka przesadzili i nagrali album słaby. „Skandal”, „szarganie świętości” czy „po trupach do celu” to chyba łagodniejsze z nagłówków jakie mogłyby się pojawić w mediach. Ale zespół wiedział, co robi. I zapracował na pozycję i pamięć w umysłach wielu Polaków. Niemal jak powstańcy.

    PS furorę na facebooku robi filmik "There is a city". Faktycznie, fajnie zrobiony, ale zastanawiam się, czy muzyka God is an Astronaut zacznie być tak samo często wykorzystywana do przeróżnych smutnych i wzruszających filmików jak główny motyw z "Requiem dla snu"? Oby nie.



    zdjęcie: http://www.fototrip.pl

    0 komentarze :

    Prześlij komentarz